Każdy może być takim rodzicem, jakim chce. Może nauczyć dziecko, że ma prawo marzyć i zdobywać to, czego zapragnie. Może również skutecznie dziecku to uniemożliwić. W pierwszym przypadku dziecko odnosi sukcesu – i to jest super. W drugim przypadku – zduszone w zarodku marzenia nie mają prawa się spełniać – a dziecko nie jest w stanie dostrzec szans, jakie niesie za sobą życie – i to nie jest już super.
Dlaczego tak się dzieje?
Ciągłe utwierdzanie dziecka w przekonaniu, że marzenia są złe, głupie i nie przyszłościowe, to jedno. Może nawet mniej istotne. Ale to, że często deptane jest w zarodku poczucie własnej wartości dziecka, to najistotniejszy błąd jaki w wychowaniu popełniają rodzice.
Świadomość niespełniania czyichś oczekiwań, to najgorsze, co mogą rodzice „zafundować” swojemu dziecku. Dziecko zamiast pielęgnować swoje pasje, talenty i umiejętności, spycha je głęboko do podświadomości, i koncentruje się na tym, aby zdobyć rozsądny, zdaniem najbliższych, zawód. Bo przecież to dużo właściwsze być byle jakim nauczycielem (nic nie mam osobiście do nauczycieli, którzy są nauczycielami z powołania!) niż artystą z powołania – na przykład. Bo jakiż to zawód – artysta? I nie ma znaczenia, że dziecko ma smykałkę do wszelkiego dzieła malarskiego. Ciągnie je na dodatkowe zajęcia z rysunku, w domu lubi rysować, we wszystkich plastycznych konkursach udział bierze, i to z powodzeniem. Jednak gdy przychodzi czas wyboru dalszej drogi, to dziecko nie wybiera według własnego pragnienia, lecz spełnia marzenia rodziców. A potem, w ramach buntu, zaprzestaje spełniać swoje marzenia, czyli wyrzeka się wszystkiego co artystycznie może je rozwijać. I może nie uwstecznia się, ale do przodu na pewno nie idzie.
Dlatego ważne jest aby dzieci nie musiały kiedykolwiek rezygnować z własnych marzeń. I gdy dziecko mówi, że na kucharza chce się kształcić, czy psychologiem dla zwierząt chce zostać, to zadaniem rodzica jest dziecko wspierać w tych marzeniach, nawet jeżeli by miały się za pół roku zmienić. Zwłaszcza, że marzenia są ulotne i zmienne.
Są też i te małe, i te duże. Jakiekolwiek jednak by nie były – są bardzo ważne. Bo dzięki nim każdy z nas, i my dorośli i nasze dzieci, mamy ochotę rozwijać się, działać.
Najważniejsze są jednak te marzenia, z najmłodszych lat. Te nieracjonalne i pełne fantazji. Bo to one kształtują późniejszą kreatywność i nawyk parcia do przodu. O ile oczywiście nie zostaną przez dorosłych, wyśmiane, wykpione i stłumione w zarodku. Ale załóżmy, że nie. Tym bardziej, że przecież będąc rodzicami, tak naprawdę od pierwszych dni życia naszego dziecka spełniamy jego marzenia.
Że co? Że niby takie małe dzieci jeszcze nie marzą? Jak to nie? One marzą! Marzą o bliskości, o tym by mieć pełny brzuszek, o tym, aby było im ciepło. Tak, tak. Takie właśnie są pierwsze marzenia dziecka. A my – rodzice – spełniamy je bezwiednie. Ale nawet, gdybyśmy mieli świadomość, że je spełniamy, to z perspektywy dorosłego człowieka potrafilibyśmy je zracjonalizować. Bo są one, jakby nie było, związane z normalną egzystencją i wydaje się, że każdemu się należą. Bez względu na to, czy nazwiemy je marzeniami, czy zwykłymi podstawowymi potrzebami. Ale jednak od nich zależy to, co zadzieje się w późniejszym naszych tych dzieci.
Dlatego warto jak najczęściej zaspokajać pragnienia nawet najmniejszego dziecka. Dzięki temu mały człowieczek uczy się, że świat jest mu przyjazny, że może na was liczyć i że marzenia się spełniają.
„Zimnemu” wychowaniu trzeba powiedzieć stanowcze nie!
Z biegiem czasu, i z tym, jak dziecko się rozwija, w związku z tym, że zaczyna poznawać świat coraz dokładniej, jego marzenia stają się znacznie bogatsze i bardziej różnorodne. Już nie ograniczają się do podstawowych potrzeb. Stają się coraz większe. I coraz bardzie nieracjonalne. Dziecko bowiem poznaje i rozwija piękną i wspaniałą krainę własnej wyobraźni. A w wyobraźni przecież wszystko jest możliwe. Każda mała dziewczynka marzy o tym, bo zostać księżniczką, a każdy chłopiec chce być rycerzem i walczyć ze smokiem. Z perspektywy dorosłego marzenia te są bardzo, bardzo nierealne i próbuje dziecko od nich odwieść. A jest to naturalne, że w tym wieku dzieci takie właśnie mają marzenia. Ma to bowiem związek z tym, że małe dziecko nie odróżnienia jeszcze realnego świata od fikcji.
Ale czy tak naprawdę my rodzice nie możemy sprawić, żeby nasza mała córeczka została księżniczką, a nasz synek mógł powalczyć z prawdziwym smokiem? Możemy. Wystarczy zorganizować stroje, przebrania, zamienić się w damę dworu lub smoka, i po prostu pobawić się z dzieckiem. Oczywiście tłumacząc mu, że księżniczki, rycerze i smoki żyły dawno i teraz są tylko opisywani w bajkach, ale że kiedyś dziewczynka stanie się kobietą, czyli taką księżniczką, która swoim urokiem i dobrocią będzie zachwycała innych, a chłopiec mężczyzną, czyli takim rycerzem, który będzie bronił słabszych przed niebezpieczeństwami. Możemy z dzieckiem bawić się jego zabawkami i mówić za nie. Przecież to nic złego, że dziecko rozmawia z misiem czy lalką. Można angażować wiele innych zabaw. Można też czytać z dzieckiem książki i rozmawiać, rysować, a nawet przedstawiać ich bohaterów. Można? Można! A dziecko ma wówczas świadomość, że to co robi nie jest złe.
Rola rodziców jest taka, aby pielęgnować w dzieciach marzenia.
Oczywiście nie znaczy to, że musimy spełniać każdą zachciankę malucha. Że każdorazowo musimy się z nim bawić, kupować mu co tylko zechce. Nie! Nie można tego robić z kilku powodów. Po pierwsze, czasami pragnienia dziecka wykraczają poza zdrowy rozsądek.
Bo o ile możemy jeszcze coś wykombinować, aby podarować dziecku gwiazdkę z nieba (możemy ją z czegoś wykonać, narysować wspólnie z dzieckiem), to już raczej nie możemy pozwolić, by dziecko prowadziło samochód, czy skakało z dachu myśląc, że parasol jest zupełnie wystarczający, aby bezpiecznie wylądować. Nie jest tez dobrym pomysłem zadłużanie się po to tylko, aby kupić dziecku drogą zabawkę. Tutaj można dziecku wytłumaczyć, że oszczędzając samo może sobie kupić to, czego pragnie. I z tego wynika to, co po drugie.
Bo po drugie, spełnianie marzeń, na każe żądanie, nie wyjdzie dziecku na zdrowie. Jedyne, czego się dziecko wówczas uczy, to to, że wszystko mu się należy, że nie musi czekać czy też robić coś w tym celu, by marzenie mogło stać się realne. I tutaj ważne jest aby nauczyć dzieci, że tak naprawdę przyjemny jest nie tylko moment spełnienia marzenia, ale także samo jego snucie i realizowanie. To na przyszłość nauczy go kolejnego kroku, jaki powinien nastąpić po marzeniu – nauczy go planowania.
Niestety, bardzo często marzenia dzieci są odzwierciedleniem marzeń rodziców. Wielu rodziców marzy za swoje dzieci. Wymyśla im przyszłość, planuje, do jakich szkół pójdą, kim zostaną, a nawet, ile będą miały dzieci! Tymczasem plany malucha mogą nieco odbiegać od wyśnionego ideału rodzica. Nie ma co się chwalić na prawo i lewo, że mamy „marzenia dla dziecka”.
Marzenia dziecka trzeba zostawić dla dziecka.
Bo nie ważne jest kim dziecko zostanie. Ważne jest, aby było szczęśliwe! Trzeba więc zrobić wszystko, i to od najmłodszych lat, aby wspierać marzenia dzieci i aby im ułatwiać ich realizację. Nawet, gdy trwają bardzo krótko. Nigdy nie wiadomo, czy gdy zaniechamy jakiegoś działania, okaże się, że to właśnie to stracone marzenie. A nawet gdy nie stracone, to na pewno, w przyszłości dziecko będzie nam rodzicom wdzięczne, że pomogliśmy mu rozwijać jego talenty (a nie zmuszali do tego by robiły coś wbrew ich woli). Chociaż i nie o wdzięczność tu chodzi, ale o świadomość, że nie było pozostawione same sobie.